Dzie? ?mierci
Przypomniałam sobie coś, co zauważyłam, kiedy zdjęłam z siatki ząb i wzięłam do ręki szczękę. Każdy z środkowych siekaczy dolnej szczęki miał małe, ale zauważalne wyżłobienie na brzegu gryzącym. Odszukałam górne siekacze. To samo. Kiedy nie modliła się i nie pisała listów, Elisabeth szyła. Jej hafty nadal wisiały w klasztorze w Lać Memphremagog. Jej zęby nosiły ślady po latach wyciągania nitki i trzymania między nimi igły. Byłam wniebowzięta.
Potem odwróciłam czaszkę częścią twarzową ku górze i zrobiłam dwa zdjęcia. Stałam tak, patrząc na nią, kiedy wszedł LaManche.
– A więc to jest nasza święta?- zapytał.
Podszedł do mnie z boku i spojrzał na czaszkę.
– Mon Dieu.
Tak, analiza idzie dobrze. – Byłam w swoim biurze, rozmawiałam z ojcem Menard. Czaszka z Memphremagog leżała na korkowym okręgu na moim stole do pracy. – Kości są niezwykle dobrze zachowane.
– Czy będzie pani mogła poświadczyć, że to jest Elisabeth? Elisabeth Nicolet?
– Chciałabym zadać ojcu jeszcze kilka pytań.
– Czy jest jakiś problem?
Tak. Może jest.
– Nie, nie. Chciałabym jeszcze kilka informacji.
– Tak?
– Czy są jakieś oficjalne dokumenty dotyczące rodziców Elisabeth?
– Jej ojcem był Alain Nicolet, a matką Eugenie Belanger, w tamtych czasach bardzo znana śpiewaczka. Jej wuj, Louis-Philippe Belanger, był radnym i wybitnym lekarzem.
– A czy zachowała się metryka urodzin?
Przez chwilę milczał. Potem rzekł:
– Nie udało nam się jej zlokalizować.
– A czy wiadomo, gdzie się urodziła?
– Myślę, że urodziła się w Montrealu. Jej rodzina mieszkała tutaj od pokoleń. Elisabeth była potomkiem Michela Belanger, który przybył do Kanady w tysiąc siedemset pięćdziesiątym ósmym, w ostatnich latach Nowej Francji. Rodzina Belanger zawsze odgrywała ważną rolę w sprawach dotyczących miasta.
– A czy istnieje zapis szpitalny albo świadectwo chrztu, albo jakikolwiek oficjalny zapis dotyczący jej narodzin?
Znowu cisza.
– Urodziła się ponad sto pięćdziesiąt lat temu.
– Czy sporządzono zapis?
– Tak. Siostra Julienne sprawdziła. Ale w tak długim okresie wiele może zaginąć. Wiele może zaginąć…
– Oczywiście.
Zamilkliśmy oboje. Już miałam mu podziękować, kiedy rzekł:
– Dlaczego pani o to pyta, doktor Brennan? Zawahałam się. Jeszcze nie teraz. Mogłam się mylić. Może miałam rację, ale to nic nie znaczyło.
– Chciałam się dowiedzieć nieco więcej o jej przeszłości,
Ledwie co odłożyłam słuchawkę, kiedy telefon zadzwonił.
– Oui , doktor Brennan.
– Tu Ryan. – W jego głosie wyczułam napięcie. – To było podpalenie. I ktokolwiek to zaplanował, upewnił się, że dom stanie w płomieniach. Proste, ale skuteczne. Podłączył spiralę grzewczą do mechanizmu zegarowego, takiego, jakiego się używa do włączania światła, kiedy się wyjeżdża do sanatorium…
– Nie jeżdżę do sanatorium, Ryan.
– Chcesz wiedzieć jak?
Nie odpowiedziałam.
– Mechanizm włączył grzejnik. To wywołało ogień, który zapalił zbiornik z propanem. Większość mechanizmów została zniszczona, ale kilka udało się uratować. Wygląda na to, że zostały nastawione na włączanie z przerwami, ale kiedy ogień się rozprzestrzenił, zajęło się wszystko.
– Ile podłączył tych zbiorników?
– Czternaście. Znaleźliśmy jeden cały mechanizm na podwórku. Pewnie był niesprawny. Można taki kupić w każdym sklepie żelaznym. Spróbujemy z odciskami palców, chociaż trudno polegać na tej metodzie.
– Co przyspieszyło rozprzestrzenienie się ognia?
– Benzyna, tak jak podejrzewałem.
– Po co dwie substancje łatwopalne?
– Bo jakiś czubek chciał, aby dom uległ zniszczeniu, i nie chciał spieprzyć roboty. Prawdopodobnie doszedł do wniosku, że nie będzie miał drugiej okazji.
– Skąd o tym wiesz?
– LaManche zdołał wydobyć z ciał znalezionych w sypialni próbki płynów. Toksykolog znalazł straszne ilości Rohypnolu.
– Rohypnolu?
– On ci o tym opowie. Mówią na to narkotyk gwałtu na randce czy jakoś tak, bo nie jest wyczuwalny przez ofiarę i rozkłada na kilka godzin.
– Ja wiem, co to jest Rohypnol, Ryan. Jestem tylko zdziwiona. Nie tak łatwo go dostać.
– Zgadza się. To może być ślad. Jest zakazany w Stanach i w Kanadzie. Pomyślałam, że kokaina też.
– Jest jeszcze coś dziwnego. Ci w tej sypialni to wcale nie byli Ward i June Cleaver. LaManche mówi, że on miał dwadzieścia kilka lat, a ona dobiegała pięćdziesiątki.
Wiedziałam o tym. LaManche poprosił mnie o opinię podczas autopsji.
– I co teraz?
– Pojedziemy tam, aby przeszukać pozostałe dwa budynki. Nadal czekamy na informację od właściciela. To jakiś pustelnik, który zaszył się gdzieś na belgijskim zadupiu.
– Powodzenia.
Rohypnol. Gdzieś już się z tym spotkałam, ale kiedy próbowałam sobie przypomnieć, nic nie przychodziło mi do głowy.
Sprawdziłam, czy gotowe były slajdy zagłodzonego niemowlaka Pelletiera. Technik histologii powiedział, że będą gotowe jutro.
Godzinę spędziłam badając prochy. Umieszczone były w słoju, na którym umieszczono kartkę z wypisanymi ręcznie nazwiskiem nieboszczyka, nazwą krematorium i datą kremacji. Niezbyt to typowe dla Ameryki Północnej, ale nie znałam się na tego typu praktykach obowiązujących na Karaibach.
Największy kawałek nie miał nawet centymetra. Typowe. Prawie żadna kość nie oparła się proszkowaniu stosowanemu w nowoczesnych krematoriach. Za pomocą silnego mikroskopu zidentyfikowałam kilka rzeczy, między innymi całą kosteczkę słuchową. Znalazłam też małe kawałki poskręcanego metalu, które mogły być kawałkami protezy dentystycznej. Zatrzymałam je dla dentysty.
Ciało dorosłego mężczyzny po spaleniu i sproszkowaniu zostaje zredukowane przeciętnie do 3,500 centymetrów sześciennych prochu. W tym słoju było mniej więcej 360. Sporządziłam krótki raport stwierdzający, że były to prochy dorosłego człowieka i że nie były kompletne. Identyfikację osoby mógł przeprowadzić Bergeron.
O szóstej trzydzieści spakowałam się i pojechałam do domu.