Intymna Teoria Względności
Matka łyka tabletki o każdej porze dnia i nocy. Nic nie kojarzy. Wie tylko, że ma być codziennie w szpitalu. Jest na tak silnych środkach psychotropowych, że nie może prowadzić samochodu. Jeździ do szpitala taksówkami, a gdy już tam jest, zasypia na krześle przy łóżku syna.
W Stuttgarcie jest klinika, w której leczą skutecznie anorektyków. Trzeba tam zawieźć dziecko na sześciomiesięczną kurację. Ojciec nie pojedzie, bo musi zarabiać pieniądze i nie ma z kim zostawić psa. Dla matki, w jej obecnym stanie, wyjazd do Stuttgartu to jak podróż na Antarktydę.
Ojciec kocha inną kobietę, matka ciągle kocha ojca, nienawidząc go jednocześnie za krzywdę, którą jej wyrządził. Aby przetrwać między tymi biegunami emocji, łyka psychotropy. Syn kocha ich oboje, ale tylko gdy są razem. Nie umiejąc kochać ich rozdzie- lonych i na dodatek, przechodząc przez okres dojrzewania, stracił sens życia.
Ludzie, którzy tracą sens życia, mają często uczucie, że są jak odpadki zaśmiecające środowisko. Wydaje im się, iż zajmują zbyt dużo miejsca. I dlatego chcą być jak najmniejsi.
Napięcie powierzchniowe
Pierwszy raz zdarzyło mu się to w grudniu ubiegłego roku. Dokładnie w piątek dziewiętnastego grudnia. Nie wie jak inni, ale on tej daty nigdy nie zapomni. I to wcale nie dlatego, że tego dnia zamknął, przy owacyjnej reakcji sali, rok rozliczeniowy firmy. Najlepszy w jej historii. W tamten grudniowy dzień zamknął w ciszy wstydliwego milczenia coś znacznie ważniejszego, zamknął bezpowrotnie okres beztroskiej pewności, że coś musi się dziać, ponieważ dotychczas zawsze się działo.
Podczas przerwy w posiedzeniu rady nadzorczej zadzwonił do niej i potwierdził, że wszystko przebiega według planu i że o dwudziestej pierwszej, tak jak się umówili, będzie czekał na nią przy recepcji w Sheratonie. Należał im się ten wieczór. Przede wszystkim ona na to zasłużyła. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy wracał do domu nie wcześniej niż przed północą, rozbierał się pospiesznie już w przedpokoju, mył zęby i wchodził do łóżka. Przytulał się do niej, pytał, czy u dzieci wszystko w porządku, i nie wysłuchawszy jej odpowiedzi do końca, natychmiast zasypiał. Rano budził się w pustym mieszkaniu, znajdował wyprasowaną czystą koszulę przewieszoną przez krzesło, foliowy worek z owocami na drugie śniadanie i przyklejoną do garnituru żółtą kartkę z napisanymi jej ręką słowami: „Nie pal dzisiaj zbyt dużo, wyjdź na spacer. Kochamy Cię”. Czasami po „Kocha- my Cię”, w postscriptum dodawała: „Zadzwoń do Mamy, ma dzisiaj urodziny”, lub „Obiecałeś Ani, że pójdziesz na jej wywiadówkę, znajdziesz czas? Jeśli nie, to ja pójdę”. Zbiera te kartki, jak inni zbierają listy miłosne.
Dzień przed tym zarezerwował stolik w Sheratonie, zadzwonił do matki i poprosił, żeby wzięła dzieci na tę noc do siebie. Zlecił sekretarce, aby zamówiła kwiaty i upewniła się, że będą na niego czekały w recepcji hotelu. Po zebraniu rady nadzorczej bez słowa wyszedł i wyłączył swój telefon komórkowy.
Założyła na ten wieczór czarną szyfonową sukienkę. Tę z głębokim dekoltem, w której podobała mu się najbardziej. Wypili dużo wina. W taksówce do domu zaczął ją całować. Weszła do łazienki, gdy brał prysznic. Kieliszki z szampanem postawiła na podłodze, otworzyła drzwi kabiny prysznicowej i w swojej czarnej sukience uklękła przed nim, obejmując rękami pośladki i podnosząc usta w kierunku jego podbrzusza. Jedyne, co potrafił wydobyć z siebie w tamtym momencie, to kiczowate i żałosne: „przepraszam”. Zawsze chciał zrozumieć, dlaczego coś nie funkcjonuje. Dzisiaj, pół roku od tamtego wieczoru, wie o zaburzeniach erekcji prawie wszystko. Mógłby zrobić wykład na ten temat. Tlenek azotu, produkowany w mózgu, pod wpływem podniecenia seksualnego dociera do komórek ciała jamistego prącia, wywołując produkcję enzymu w postaci cyklicznego gunaomonofosfatu (cGMP), który zmniejsza napięcie powierzchniowe w mięśniach gładkich oplatających naczynia krwionośne i umożliwia zwiększony napływ krwi do prącia, objawiający się erekcją. W tym czasie inny „wrogi” enzym, fosfodwuesteraza (PDE5), próbuje zneutralizować działanie erekcyjnego cGMP. Zaprzyjaźniony urolog, u którego był po radę, powiedział mu, że albo jego mózg produkuje w chwili obecnej – ma przecież czterdzieści pięć lat (+ VAT) – zbyt mało tlenku azotu, pozwalając PDE5 odnieść sukces nad cGMP, albo „spadł mu współczynnik pożądania żony”. Na to pierwsze może mu coś przepisać, ale z tym drugim musi poradzić sobie sam. Wyszedł od niego bez recepty.
Od trzech miesięcy nie pracuje w weekendy. W tygodniu wraca do domu przed osiemnastą. W niedziele wstaje przed wszystkimi, przynosi bułki z piekarni i przygotowuje śniadanie. W soboty rano zamykają na klucz drzwi sypialni i nie wychodzą stamtąd przed dwunastą. Dzieci już się do tego przyzwyczaiły i nie pukają nawet wtedy, gdy zadzwoni telefon.
W zeszły piątek była rocznica ich ślubu. Zarezerwował stolik na wieczór w restauracji za miastem. Kupił oprawiony w skórę album i powklejał do niego wszystkie żółte kartki, jakie do niego pisała. Nocą, po kolacji, gdy wracali do domu, nagle zjechała na ciemny leśny parking przy drodze. Po dwóch godzinach, gdy wracali samochodem wypełnionym ich oddechami, zapytał:
– Czy wiesz, jak ważny dla mężczyzny jest tlenek azotu?
– Nie – odpowiedziała, odwracając zaciekawioną twarz w jego stronę. – Opowiesz mi?
Przestrzeń trójwymiarowa
To był pomysł Sylwii, aby spotkać się w Warszawie. Piętnaście lat…
Nie widziały się tak długo. Cztery lata razem w liceum w Opolu. Gdyby w ich szkole ławki były trzyosobowe, siedziałyby w jednej. Piękny czas. Pełen marzeń i beztroski. Trzy godziny w jedną stronę osobowym do Krakowa, aby przez pół godziny pospacerować po Rynku i Kazimierzu i wracać, gitary przy ognisku w górach, ze studentami w czarnych, za długich swetrach, pierwsze miłości, pierwsze noce w namiotach, pierwsze rozczarowania i pierwsze postanowienia. „Trójca Święta” z 4c. Tak nazywano je w szkole. Wcale nie były święte. To prawdopodobnie one pierwsze w Polsce odkryły, iż to nieprawda, że maturę zda się tylko wtedy, gdy się założy czerwone majtki. Umówiły się, że przyjdą bez majtek. I przy szły. I też zdały. Sylwia wyjechała do Krakowa studiować anglistykę, Agnieszka do Poznania na Akademię Ekonomiczną, a Małgosia została w Opolu na WSP.
„Dziewczyny, chcę Was spotkać przed moją menopauzą! – napisała do nich Sylwia. – I chcę Was rozpoznać bez testu na DNA! Przyjedźcie! Już nigdy nie będę mieszkała tak blisko Warszawy…”
Przyjechały. Agnieszka – cztery przystanki autobusem ze Śródmieścia, Małgosię z Piły przywiózł samochodem mąż, Sylwia przyleciała z Zurychu. Spóźniła się jak zawsze. Nigdy nie była punktualna. I zawsze wchodziła tak, że każdy ją zauważał. Tylko ją kelner odprowadził do stolika i tylko na nią patrzył, pytając: „Czy u pań wszystko w porządku?”. Po dwóch godzinach nieprzerwanych „a pamiętacie, jak…” i po dwóch butelkach wina Sylwia zapytała nagle, czy są szczęśliwe…
Agnieszka: Nie jestem nieszczęśliwa. A to już bardzo dużo. Zdradzał mnie, nawet wtedy, gdy byłam w ósmym miesiącu ciąży. Teraz już wiem, że nie był mnie wart. Ale wtedy chciałam to wytatuować na ręce, bo wmawianie sobie nie działało. Sprowadził mnie do Warszawy i zostawił nas same, gdy Marysia miała trzy miesiące. Ale przetrwałyśmy bez niego. W toalecie firmy ściągałam mleko z piersi do butelki i wysyłałam taksówką do niańki w domu. Nie mogłam sobie pozwolić na utratę pracy. Przestałam wierzyć w mężczyzn, bo to obciążające. Większość z tych, których spotykam, jest mało zabawna, mają brudne buty i wiedzą mniej niż ja. Mężczyzna musi wiedzieć więcej niż ja. Musi być ode mnie mądrzej- szy. To jest warunek wstępny. Nie potrzebuję, aby jakiś obcy facet kręcił mi się po kuchni wieczorem, a na hydraulika mnie stać. Nie, Sylwio! Nie kupiłam jeszcze wibratora, wariatko! Ale, słuchaj, może to dobry pomysł? Chociaż wibrator nie postawi ci drinka, to przynajmniej nie odwróci się do ciebie tyłem i nie zacznie chrapać.