Martyna
Na początku było słowo… Jeśli faktycznie Bóg jest tym programistą, to i na „początku” Internetu Biblia się nie myli. Na początku Internetu (ponad 33 lata temu) było bowiem słowo. Nawet jeśli miało być inaczej. Mało kto zna tę historię.
Wieczorem 20 października 1969 roku grupa informatyków w centrum komputerowym Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA) miała po raz pierwszy w historii ludzkości doprowadzić do tego, aby dwa komputery zaczęły „rozmawiać” z sobą. Tym drugim komputerem był komputer w Stanford Research Institute (Stanford) w północnej Kalifornii. UCLA | miało wysłać słowo „log” (które tak naprawdę jest kodem i nic nie znaczy), a Stanford miał • potwierdzać odbiór każdej litery jej powtórzeniem.
UCLA wysłało L, Stanford potwierdził: LL. UCLA wysłało O, Stanford potwierdził: LLO. W tym momencie zostało przerwane połączenie. Cały system przestał działać. Na ekranie w Los Angeles zostało „LLO”. l to jest tak niezwykle symboliczne. Amerykanie wymawiają „Hello” bardzo często z głuchym „h”, jako „(hę) Ho”. „Witam Cię” było pierwszą wiadomością przesłaną przez Internet. l to wbrew woli nadawcy.
Na początku było słowo…
Moment!
Ojcowie nie piszą takich tekstów! Takie teksty pisze Bon Jovi, jej profesor z Gdańska lub jakiś mądrala z gazety w Warszawie. Ale nie ojciec. Coś jest nie tak. Ojciec ma pisać swoje schematy i czasami listy. A tutaj takie coś! Była zdumiona. Wydawało się jej, że kto jak kto, ale ona powinna wiedzieć przed wszystkimi, a nie dowiadywać się przez przypadek. Nawet jeśli on to pisze tylko „do szuflady”.
Napisała e – mail do Magdy.
Bonjour Madame,
Magie:
Słuchaj, wiem, że dzwoniłaś. Tony chciał odebrać telefon, ale on nie mówi jeszcze po francusku. Zbyt rzadko przyjeżdżasz ze mną do Szczytna, aby zdążył się nauczyć. Więc odebrał Daddy. Zaraz potem wyjechał na cały dzień do Warszawki, a ja spałam. Przy oknie z widokiem na jezioro. Sama wiesz, jak dobrze się śpi w Szczytnie. Nawet nie próbuj dzwonić do południa. Dziewiąta tutaj to jak środek nocy u Ciebie. Wzięłam prysznic już po południu i słuchałam Dido. Mój Daddy słucha Dido! Tak jak Ty.
Słuchaj, trafiłam na tekst.
Jest QL. Ty lubisz takie teksty. Załączam Ci. Jeśli nie wiesz, co zrobić z załącznikiem, to zadzwoń do Remka. Pomoże Ci go otworzyć. Gdyby ociągał się z przyjściem, to powiedz mu, że już nigdy nie pójdę z nim do kina. Na Pianistę także nie. Wtedy z pewnością przybiegnie. Jak myślisz, kto mógł napisać taki tekst!?
Tejkkeruj Marty
Przeszła do sypialni rodziców. Wśród płyt leżących na dywanie wyszukała walce Straussa (wiedziała, że ojciec je ma, bo podczas ostatniej wizyty przez pół sobotniego wieczoru tańczył walce z Magdą). Przyniosła czysty kieliszek do wina. Utuliła Tony'ego, który leżał przy jej nogach pod biurkiem z komputerem. Nalała wina do kieliszka. Włączyła muzykę i zaczęta pisać.
Czy miłość poddana analizie traci magię?
1. Gdyby Jezus dożył siedemdziesiątki, myślę, że nie kochałby wszystkich ludzi. Tylko niedojrzali i niedoświadczeni ludzie mogą kochać całą ludzkość. Jezusa ukrzyżowali zbyt wcześnie, aby mógł być doświadczony. Magda nawet twierdzi, że Jezus kochałby tylko Matkę Teresę, Janusza Korczaka i Maksymiliana Kolbe. Poza nimi niewielką garstkę mógłby trochę lubić. Tak twierdzi Magda. Ale Magda w sprawach religii jest nieobiektywna i z pewnością niewiarygodna.
Ale nawet jeśli nie zgadzam się z Magdą w temacie „religia”, to ustaliłyśmy wspólnie, że Jezus nie powinien kochać pewnego księdza z parafii na terenie blokowiska pewnego dużego miasta na północy Polski. Na terenie tego blokowiska jest duży, niedofinansowany i nieustannie żebrzący o pomoc Dom Małego Dziecka. Ponadto na śmietnikach tego blokowiska regularnie znajduje się zwłoki niemowląt porzuconych po porodzie przez matki. Kierowniczka Domu Małego Dziecka, starsza, wierząca w Boga kobieta, wystąpiła do miasta o zgodę na wydzielenie w Domu pokoju ze specjalnym oknem, gdzie kobiety, w dramatycznej sytuacji i rozpaczy, gotowe porzucić swoje niemowlęta na śmietniku, mogłyby je anonimowo zostawić. Podrzucić. Miasto miało to „rozważyć po znalezieniu środków”. Kierowniczka wiedziała, jak długo miasto może „rozważać”. Nie chciała czekać bezczynnie, więc zwróciła się także do parafii. Parafia odpowiedziała już najbliższej niedzieli. W trakcie kazania. Młody, arogancki, otyły i sepleniący ksiądz grzmiał z ambony o upadku moralności i „zachęcaniu przez niektóre instytucje na terenie parafii do grzechu rozpusty i zrzucania owoców tegoż na barki miłujących Boga parafian'”
Wstydziłam się za tego księdza przed Magdą.
2. Miłość bardzo często przeplata się z cierpieniem i bólem. Niektóre kobiety bolą odbite kopniakiem nerki.
K. (inicjał także zmieniony) studiuje socjologię. Jest atrakcyjną brunetką, taką, za którą gwiżdżą chłopaki na budowie. K. nienawidzi nocnych barów, głośnej muzyki i dymu papierosowego, a mimo to przychodzi regularnie do baru Magdy w Mercure. Przychodzi tam ze swoim facetem albo, jak mówi Magda, przywlekana jest przez niego. Facet ma na imię Jarek, ma szeroką poprzeczną bliznę na wygolonej głowie, wąskie oczy, wąskie usta i tatuaż z wojska na przedramieniu. Rzadko wydaje z siebie jakiś dźwięk, ale zawsze trzyma w dłoni skórzany portfel wypchany banknotami. Magda twierdzi, że jego penis ma więcej centymetrów niż IQ punktów, chyba żeby – w co Magda nie wierzy – miał penisa ponad – trzydziestocentymetrowego. K., gdy się rozczuli, twierdzi, że kocha Jarka i że jest on mężczyzną jej marzeń. Jarek chyba o tym wie, bo gdy zbyt dużo wypije, zaciąga K. do męskiej toalety, aby mu.zrzuciła z krzyża”, I K. mu „zrzuca”. Ale nie to jest według Magdy najgorsze. Ponieważ K. jest atrakcyjną młodą kobietą, często jest zaczepiana przez mężczyzn. Jarek, mimo że wygolony, nie należy do osiłków, więc nie atakuje tych mężczyzn, tylko K. Potrafi wyzwać ją od niewyżytych uniwersyteckich kurew i uderzyć. Pewnego razu K. zaprotestowała. Wybiegła z baru. Jarek pobiegł za nią. Gdy długo nie wracali, Magda wyszła zobaczyć, co się stało. K. leżała z zakrwawioną twarzą na brudnym śniegu i jęczała. Jarek najpierw ją przewrócił, a potem kopnął leżącą w nerki. Magda zadzwoniła po karetkę.
Po tym incydencie K. nie przychodziła do baru przez pół roku. Potem zaczęła się znowu pojawiać. z Jarkiem. Zapytana przez Magdę, wylękniona, rozglądając się, czy na pewno Jarek tego nie usłyszy, wyszeptała, że.on jak nie bije, to jest dobrym, szlachetnym człowiekiem”. Magda twierdzi, że zna kilka przypadków „dobrych i szlachetnych, gdy akurat nie biją”. Niektórzy z nich mają tytuły naukowe i służbowe samochody. Niektórzy mają także żony w domach. Ciekawe, w co kopią swoje żony, jeśli odbijają nerki swoim kochankom? Ale gdy nie biją, to tak naprawdę przecież „dobrzy i szlachetni mężczyźni”.
Tony dał znać o swoim istnieniu. Zaczął ją gryźć delikatnie w bosą stopę. Chciał wyjść. Skończyła pisać. Sprawdziła tylko, czy nadeszły jakieś e – maile. Była reklamówka z ofertami Merlina, gdzie często zamawia książki. Czekał na nią także e – mail od Magdy!
Martiniaue,
Nie doceniasz mnie, baby!
Jeśli ktoś potrafi zmieszać 5 gramów (sic!) żubrówki, 80 gramów soku jabłkowego i 15 gramów mineralnej bez gazu, sprzedać to Japończykowi jako kultowy francuski drink w barze w Mercure i wziąć za to jeszcze duży napiwek, to potrafi także otworzyć załącznik bez pomocy faceta. Dużo rzeczy można zrobić bez pomocy faceta, chociaż z facetem niektóre mogą być bardziej przyjemne.
Remek mimo to przybiegł na stancję, l to dzisiaj rano. Wyciągnął mnie z łóżka.
O 8 rano!!! Czujesz to?!
Tylko dlatego, że to Remek i że znam w szczegółach jego trudne dzieciństwo, nie zabiłam go tym ogromnym budzikiem, który masz od swojej babki.
Remkowi „Optymiście Tysiąclecia” wymięka optymizm. Remek się martwi, l to już przed ósmą rano. Oficjalnie przybiegł dowiedzieć się, czy dojechałaś szczęśliwie (tak jak gdyby nie mógł zadzwonić do Ciebie, right?), a nieoficjalnie chciał mnie wypuścić na temat profesora. Był przy tym zmartwiony jak matka, która oddała lekarzom swoje dziecko na operację przeszczepu szpiku kostnego. Ponoć jakimś dramatycznym gestem wysłałaś go spod kasztanowca „na drzewo” i zniknęłaś ze „starszym, nie budzącym zaufania obcym mężczyzną”. l byłaś przy tym „smutna, jak nigdy dotąd”. Oczywiście nic mu nie powiedziałam o.starszym mężczyźnie”. Jedno wszakże wiedz, Marty, mówię Ci to teraz jako doświadczona psycholka z baru: Remek przechodzi z fazy kupowania Ci biletów do kina w fazę myślenia o tym, że chciałby Cię w tym ciemnym kinie trzymać za rękę. I żebyś Ty także tego chciała. Ćwiczyłaś to już z Andrzejem komputerowcem, więc znasz możliwe scenariusze. Zastanów się nad tym i we właściwym momencie włóż Remka do zamrażalnika, bo mu wycieknie cała dopamina i radość życia mu się ulotni. A on przecież ma do spłacenia w Stargardzie to stypendium i mógłby tam potem przy okazji uszczęśliwiać jakąś kobietę.
Poza tym Remek powiedział mi, że Jedzie na pogrzeb. To dziecko bez gałek ocznych, to od tej Anity, zmarło. Okazuje się, że oprócz oczu miało niewykształcone jeszcze inne narządy, i mała Julia umarła. Gdy Remek zamilkł, to nie wiedziałam, czy się cieszyć, czy płakać. Nie chcę się dalej o tym rozpisywać, bo zaczynają trząść mi się ręce i nie trafiam w klawisze.
Mam jeszcze jeden news dla Ciebie (zauważ, że nie ma Cię w city mniej niż 24 godziny, a mogłabyś swoją osobą zapełnić pół Newsweeka). Wczoraj późnym wieczorem, gdy Ty jechałaś do Szczytna, zapukał do drzwi Twój kolega „z tej samej wioski”. Akurat Teo był u mnie na dokarmianiu (zauważyłam, że u mężczyzn występuje często interesująca prawidłowość: jedzą u jednych kobiet, a zasypiają w łóżkach u zupełnie innych). Andrzej miał taką minę, gdy dowiedział się, że Ciebie nie ma, iż biedny Teo porzucił niedokończony talerz z ogórkową i wrócił w pośpiechu do siebie na piętro.