Martyna
Tańcz dziewczyno, tańcz do utraty tchu, do absolutnego, cudownie nieodpowiedzialnego braku rozsądku. Tańcz do pierwszych kropel potu na twarzy. Tańcz aż do zapomnienia. Aż do tego rozkosznego bólu bioder, tak jak po długim i cudownym seksie, kiedy rano wstając z łóżka, usiłujesz doczołgać się do schodów, i wchodząc na piętro trzymasz się poręczy jak liny. Wciągasz się na górę, marząc o windzie. Bo po prostu nie możesz iść inaczej. I ten ból, który jest najcudowniejszym bólem na świecie, przypomina ci o tym, co działo się w nocy, wywołując lekki rumieniec na twarzy i powodując, że twoje usta uśmiechają się. Tańcz, blondynko o niebieskich oczach. Może taniec zagłuszy głupie myśli. Głupie? Ale jakże przyjemne. Równie przyjemne co niebezpieczne. Zupełnie jak wchodzenie po schodach bez trzymanki.
***