Kwiat Nieśmiertelności
– Czy wchodząc do budynku, widziałaś kogoś na ulicy?
– Nie, było już bardzo późno.
– A co z kamerą monitoringu?
– Była zepsuta. Pomyślałam, że pewnie zdemolowali ją jacyś gówniarze. W każdym razie niczego nie podejrzewałam.
– Jak dostałaś się do mieszkania?
– Drzwi były otwarte. Po prostu weszłam.
– A Pandora już wtedy nie żyła? Nie rozmawiałaś z nią, nie pokłóciłyście się?
– Nie, już ci mówiłam. Leżała na podłodze w pracowni.
– Tego dnia dwukrotnie się z nią pobiłaś. Czy to samo zdarzyło się po raz trzeci w mieszkaniu Leonarda?
– Nie, ona nie żyła. Dallas…
– Dlaczego pobiłaś się z nią wcześniej?
– Groziła, że zniszczy Leonarda. – Na twarzy Mavis odbił się ból i strach. – Nie chciała, żeby ją zostawił. Kocham Leonarda i on mnie kocha, ale Pandora nie pozwalała mu od siebie odejść. Widziałaś, jak się zachowywała, Dallas.
– Leonardo i jego kariera wiele dla ciebie znaczą.
– Kocham go – powiedziała cicho Mavis.
– Zrobiłabyś wszystko, żeby go obronić, nie dopuściłabyś, by stała mu się jakakolwiek krzywda, ani w życiu osobistym, ani zawodowym.
– Postanowiłam od niego odejść – oznajmiła Mavis z godnością, a Eve zrobiło się lżej na sercu. – W przeciwnym razie by go zniszczyła, a ja nie mogłam na to pozwolić.
– Ale gdyby nie żyła, nie mogłaby skrzywdzić ani ciebie, ani jego.
– Ja jej nie zabiłam.
– Poszłaś do niej, pokłóciłyście się, ona cię uderzyła i zaczęłyście się szarpać. Wyszłaś i upiłaś się. Potem udałaś się do mieszkania Leonarda i tam ją zastałaś. Może zaczęłyście się kłócić, może znów się na ciebie rzuciła? Próbowałaś się bronić, ale straciłaś panowanie nad sobą.
W wielkich, znużonych oczach Mavis pojawiło się zdumienie, które przerodziło się w ból.
– Dlaczego tak mówisz? Przecież wiesz, że to nieprawda.
Eve pochyliła się i spojrzała na nią zimno.
– Przez nią twoje życie stało się piekłem, ona stanowiła zagrożenie dla mężczyzny, którego kochasz. Pobiła cię. Była od ciebie silniejsza. Kiedy zauważyła cię w drzwiach mieszkania Leonarda, znów rzuciła się na ciebie. Powaliła cię, a ty uderzyłaś się w głowę. Przerażona, złapałaś pierwszą lepszą rzecz, aby się bronić. Uderzyłaś Pandorę w obronie własnej. Może mimo to znów skoczyła na ciebie, więc uderzyłaś ją znowu. Chciałaś się bronić. Potem straciłaś panowanie nad sobą i zaczęłaś ją tłuc, raz po raz, aż w końcu uświadomiłaś sobie, że ona nie żyje.
Oddech Mavis stał się szybki, urywany. Potrząsnęła głową i zaczęła dygotać na całym ciele.
– Nie. Nie zabiłam jej. Kiedy przyszłam, już nie żyła. Na Boga, Dallas, jak możesz w ogóle myśleć, że byłabym w stanie zrobić coś takiego?
– Może ty tego nie zrobiłaś. – Nie ustępuj, mówiła sobie Eve, choć serce jej pękało. Przyciskaj ją. – Może zrobił to Leonardo, a ty go kryjesz. Czy widziałaś, jak stracił panowanie nad sobą, Mavis? Czy wziął do ręki laskę i uderzył Pandorę?
– Nie, nie, nie!
– A może kiedy tam przyszłaś, było już po wszystkim? Leonardo, przerażony, stał nad ciałem. Zaofiarowałaś się, że pomożesz zatuszować zabójstwo. Wyrzuciłaś go stamtąd, a sama zadzwoniłaś po policję.
– Nie, niczego takiego nie zrobiłam. – Mavis zerwała się na równe nogi. Była blada, a w jej oczach błyszczała wściekłość. – Jego nawet tam nie było. Nikogo nie widziałam. On nigdy nie zrobiłby czegoś takiego. Dlaczego nie słuchasz, co do ciebie mówię?
– Ależ słucham cię, Mavis. Usiądź. Usiądź – powtórzyła Eve łagodniejszym tonem. -To już prawie wszystko. Czy chcesz wnieść coś jeszcze do swojego zeznania albo zmienić jego treść?
– Nie – odburknęła Mavis i wbiła niewidzący wzrok w punkt tuż nad ramieniem Eve.
– Koniec przesłuchania numer jeden, Mavis Freestone, Zabójstwo, Pandora. Porucznik Eve Dallas. – Podała jeszcze datę i godzinę, wyłączyła aparaturę i odetchnęła głęboko. – Przepraszam cię, Mavis. Bardzo cię przepraszam.
– Jak mogłaś zrobić mi coś takiego? Jak mogłaś mówić takie rzeczy?
– Nie miałam wyjścia. Muszę zadawać takie pytania, a ty musisz mi na nie odpowiadać. – Wzięła Mavis za rękę. – Być może będę musiała zadać je znowu i znowu będziesz musiała odpowiedzieć. Spójrz na mnie, Mavis. – Nie odezwała się, dopóki oczy przyjaciółki nie spoczęły na jej twarzy. – Nie wiem, co znajdzie ekipa śledcza, co wykażą badania laboratoryjne, ale jeśli nie trafi nam się łut szczęścia, to będziesz potrzebowała adwokata.
Z twarzy Mavis, a nawet z jej warg odpłynęła krew; biedaczka wyglądała jak trup o pełnych bólu oczach.
– Aresztujesz mnie?
– Nie wiem, czy do tego dojdzie, ale chcę, żebyś była przygotowana na wszystko. Teraz pojedziesz do domu z Roarkiem i położysz się spać. Postaraj się przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów, gdzie byłaś, z kim rozmawiałaś i o której godzinie. Jeśli coś ci się przypomni, natychmiast to zapisz.
– Co zamierzasz zrobić?
– To, co do mnie należy. Jestem dobrym detektywem, wyjaśnię tę sprawę, żeby nie wiem co.
– Zrób to więc – powiedziała Mavis z goryczą – i oczyść mnie z podejrzeń. Do tej pory wydawało mi się, że w takich sytuacjach obowiązuje zasada domniemania niewinności.
– Ach, to jedno z większych kłamstw, którymi się karmimy. – Eve wyprowadziła ją na korytarz.
– Zrobię, co w mojej mocy, żeby jak najszybciej zamknąć dochodzenie. Tyle ci mogę powiedzieć.
– Mogłabyś jeszcze powiedzieć, że mi wierzysz.
– To też mogę powiedzieć. – Eve nie mogła tylko pozwolić, by przeszkodziło jej to w śledztwie.
Pozostawała jeszcze papierkowa robota. Po godzinie Eve wypisała Mavis z aresztu i złożyła oświadczenie, że jej przyjaciółka tymczasowo zostanie umieszczona w domu Roarke'a. Oficjalnie Mavis Freestone figurowała w aktach jako świadek. Nieoficjalnie była główną podejrzaną. Pragnąc jak najszybciej wyjaśnić tę sprawę do końca, Eve poszła do swojego pokoju.
– Możesz mi powiedzieć, skąd wzięły się te bzdurne plotki, że Mavis rąbnęła jakąś modelkę?
– Feeney. – Eve miała ochotę go wycałować. Feeney siedział przy jej biurku, z nieodłączną torebką orzeszków na kolanach, i groźnie marszczył brwi. – Widzę, że plotki szybko się rozchodzą.
– Usłyszałem o tym dziś rano, kiedy tylko wszedłem do stołówki. Nie co dzień zdarza się, by kumpelka jednej z naszych najlepszych policjantek trafiła do ciupy.
– Nie trafiła do ciupy. Jest świadkiem. Na razie.
– Media już to wywęszyły. Nie znają jeszcze nazwiska Mayis, ale wszystkie stacje pokazują zdjęcia ofiary. Żona wyciągnęła mnie spod prysznica, żebym to zobaczył. Pandora była gwiazdą.
– Za życia i po śmierci. – Zmęczona Eve oparła się o kant stołu. – Chcesz wiedzieć, co zeznała Mavis?
– A jak myślisz, po co tu przyszedłem? Żeby się odprężyć?
Streściła mu przebieg przesłuchania w policyjnym żargonie, którym obydwoje biegle się posługiwali. Kiedy skończyła, Feeney się zasępił.
– Cholerny świat, Dallas, nieciekawie to wygląda. Sama widziałaś, jak się tłukły.
– Na własne oczy. Co jej, u licha, strzeliło do głowy, żeby wybrać się do Pandory… – Eve zaczęła chodzić po gabinecie. -To wszystko pogarsza. Mam nadzieję, że w laboratorium znajdą coś, cokolwiek, co by świadczyło na jej korzyść. Ale nie mogę na to liczyć. Feeney, dużo masz roboty?
– Nawet nie pytaj. – Machnął ręką. – Czego ci trzeba?
– Muszę sprawdzić jej konto. Pamięta, że poszła do lokalu o nazwie ZigZag. Jeśli uda się dowieść, że była tam lub w jakiejkolwiek innej knajpie w czasie, kiedy popełnione zostało morderstwo, to zostanie oczyszczona z zarzutów.
– Mogę to załatwić, tylko że… ktoś był na miejscu zbrodni, kiedy Mavis tam przyszła. Stąd wniosek, że zabójstwo nastąpiło niedługo wcześniej.
– Wiem, ale muszę sprawdzić wszystkie ewentualności. Zamierzam dotrzeć do ludzi, których Mavis widziała w domu ofiary, i wyciągnąć z nich zeznania. Muszę odszukać tancerza z tatuażem i wielkim kutasem.