Zabawa w Boga
Thomas pamiętał, że sam wtedy poszedł na oddział intensywnej terapii i dokładnie sprawdzał stan każdego pacjenta. W końcu wybrał dwóch chorych, znajdujących się w stanie nieodwracalnej śpiączki. To prawda, że obaj potrzebowali ciągłej opieki wykwalifikowanych pielęgniarek, którą mogli otrzymać tylko na oddziale intensywnej terapii, prawdą jednak było również to, że obaj nie mieli już najmniejszych szans na wyleczenie. Kiedy jednak Thomas polecił usunąć ich z oddziału, sprawujący nad nimi opiekę lekarze byli oburzeni, a pielęgniarki odmówiły wykonania polecenia. W ten sposób Thomas nie tylko nie rozwiązał problemu, ale narobił sobie wrogów. Wyglądało jakby nikt oprócz niego nie był w stanie zrozumieć, że zarówno chirurgia, jak i bardzo kosztowna intensywna terapia przede wszystkim powinny służyć pacjentom dobrze rokującym, a nie kandydatom na drugi świat.
Ponownie nalał sobie whisky. Topniejący lód rozwodnił szkocką i stępił jej smak. Zagłębiony w fotelu zastanawiał się, co o jego postępowaniu powiedziałby ojciec, gdyby żył. Na to pytanie nie potrafił sobie odpowiedzieć, pamiętał tylko, że ojciec – podobnie jak matka – nigdy nie lubił go chwalić, natomiast często i chętnie ganił. Czy zaakceptowałby Cassi? Jedno było pewne: jego ojciec niewiele wiedział o kobietach chorych na cukrzycę.
Po gwałtownym wyjściu Thomasa z jadalni Cassi przeżywała niepokój. Pamiętała, że jeszcze przed kolacją Thomas nie miał dobrego humoru i teraz obawiała się jego gniewu. Usiłowała nawiązać rozmowę z Patrycją, jednak bezskutecznie. Wyglądało, że jest zadowolona, iż wytrąciła syna z równowagi.
– Czy Thomas rzeczywiście urodził się ze skrzywioną stopą? – zapytała Cassi w nadziei na jakiś dialog.
– Straszliwie. Jego ojciec też kulał do końca życia.
– Nie miałam o tym pojęcia i nigdy bym się nie domyśliła.
– To zrozumiałe. W odróżnieniu od swojego ojca został z tego wyleczony.
– Dzięki Bogu – szczerze westchnęła Cassi. Usiłowała sobie wyobrazić utykającego Thomasa. Trudno nawet wyobrazić go sobie jako kulejące dziecko.
– Na noc zakładaliśmy na stopę chłopca klamrę – powiedziała pani Kingsley. – To musiało być bolesne, gdyż krzyczał i zachowywał się jakby go torturowano. – Przyłożyła serwetkę do ust.
Cassi wyobraziła sobie niemowlę ze stopkami zamkniętymi w metalowych klamrach. Niewątpliwie musiał to być rodzaj tortury.
– Tak więc – rzekła pani Kingsley, podnosząc się nagle z miejsca – dlaczego miałabyś nie pójść teraz do niego? Z pewnością cię potrzebuje. Wcale nie jest taki silny, jakby to się mogło zdawać. Poszłabym ja, ale z pewnością woli, żebyś to była ty. Mężczyźni są wszyscy tacy sami. Oddasz im wszystko – a oni i tak cię porzucą. Dobrej nocy, Cassandro.
Osłupiała Cassi siedziała przez chwilę w milczeniu. Słyszała jeszcze rozmowę Patrycji z Harriet, a potem trzasnęły drzwi i wszystko ucichło. Dom pogrążył się w całkowitej ciszy, tylko drzwi werandy skrzypiały monotonnie pod podmuchami wiatru.
W końcu Cassi wstała od stołu i zaczęła wspinać się po schodach. A więc również Thomas miał w dzieciństwie swoją dolegliwość! Wydało jej się to nagle tak zabawne, że wydobyło na usta mimowolny uśmiech. Stukając do drzwi gabinetu Thomasa ciekawa była, w jakim go znajdzie nastroju. Po zachowaniu się w samochodzie i późniejszym wybuchu w jadalni można było oczekiwać najgorszego. Kiedy jednak znalazła się już w gabinecie, odetchnęła z ulgą. Thomas siedział swobodnie w fotelu, z nogami przewieszonymi przez poręcz, trzymał w jednej ręce szklankę whisky, a w drugiej periodyk medyczny. Wyglądał na zupełnie odprężonego i uspokojonego, i co najważniejsze, uśmiechał się.
– Mam nadzieję, że nie posprzeczałaś się z matką – powiedział unosząc ekspresyjnie brwi, tak jakby rzeczywiście mogło się zdarzyć coś przeciwnego. – Przepraszam za nagłe opuszczenie jadalni, ale matka doprowadza mnie czasem do szału. Po prostu nie wytrzymałem – mrugnął porozumiewawczo.
– Jak zwykle jesteś nieobliczalny – powiedziała Cassi ze śmiechem. – Odbyłam bardzo interesującą rozmowę z twoją matką. Nigdy przedtem nie słyszałam o twoich kłopotach ze stopą. Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?
Przysiadła na poręczy jego fotela, zmuszając go do przyjęcia normalnej pozycji. Nic nie odpowiedział zajęty swoją whisky.
– Zresztą to nie jest ważne – ciągnęła – chociaż uważam się za eksperta od dziecięcych schorzeń. A to, że dotknęły nas obojga, powinno tylko nam ułatwić wzajemne zrozumienie.
– Nie pamiętam o żadnym skrzywieniu stopy. Moim zdaniem, nic takiego nie miało miejsca. Cała ta sprawa jest wytworem wyobraźni mojej matki. Chciała po prostu dać ci do zrozumienia, jak wiele ją kosztowało moje wychowanie. Spójrz sama na moje stopy: czy wyglądają na zdeformowane?
Thomas zdjął z nóg pantofle i uniósł stopy.
Cassi musiała przyznać, że obie wyglądały zupełnie normalnie. Nigdy nie zauważyła, żeby Thomas miał jakiekolwiek trudności z chodzeniem, co więcej, wiedziała, że podczas studiów uprawiał lekkoatletykę. Nie była jednak pewna, kto mówił prawdę: matka czy syn.
– To wydaje się wprost nieprawdopodobne, żeby twoja matka mogła wymyślić coś podobnego? – Cassi raczej zapytała niż cokolwiek stwierdziła. Jednak Thomas zrozumiał jej słowa jednoznacznie.
Rzucił na podłogę trzymany w ręku periodyk, zerwał się na równe nogi niemal przewracając Cassi. – Słuchaj, jest mi zupełnie obojętne, komu wierzysz – oświadczył. – Moje stopy są zdrowe, zawsze były zdrowe i nie chcę słyszeć o żadnym ich skrzywieniu.
– Dobrze, już dobrze – powiedziała uspokajająco. Okiem psychiatry dostrzegła w nim pewne zachwianie równowagi, wyrażające się choćby w formułowaniu zbyt uproszczonych wniosków. Ale to nie było wszystko. Zaczął mówić mniej wyraźnie. Cassandra zauważyła to już wcześniej, ale nie przywiązywała do tego wagi. Miał przecież prawo wypić od czasu do czasu, a Cassi wiedziała, że lubi szkocką. Zaskoczył ją jednak fakt, że zmiana nastąpiła w tak krótkim czasie; po kolacji najwidoczniej wypił kilka drinków.
Cassi bardzo pragnęła, by Thomas się odprężył. Jeśli rozmowa o skrzywieniu stopy tak bardzo go denerwowała, gotowa była nie wracać nigdy do tego tematu. Ześliznąwszy się z poręczy fotela, próbowała objąć go ramionami.
Odsunął ją i ponownie napił się szkockiej. Sprawiał wrażenie, jakby miał ochotę na kontynuowanie sprzeczki. Z bliska Cassi dostrzegła, że jego źrenice skurczyły się i zamieniły w niewielkie czarne punkty na tle jasnoniebieskich tęczówek. Przezwyciężając irytację, odezwała się łagodnie: – Jesteś wyczerpany, Thomas. Potrzebujesz snu. – Tym razem pozwolił jej objąć się za szyję. – Chodź ze mną do łóżka – powiedziała miękko.
Thomas westchnął, ale wciąż milczał. Odstawił na bok wypitą do połowy szklankę z whisky i pozwolił Cassi zaprowadzić się do sypialni. Zaczął rozpinać koszulę, ale Cassi odsunęła jego ręce i zrobiła to sama. Powoli go rozebrała, rzucając poszczególne części garderoby na bezładny stos. Gdy Thomas znalazł się już pod kołdrą, szybko rozebrała się i wśliznęła obok. Z przyjemnością odczuwała na nagiej skórze dotyk czystych prześcieradeł, łagodny ciężar kołdry i ciepło ciała Thomasa. Na dworze wył listopadowy wiatr, łomocąc w drewniane okiennice.
Cassi zaczęła od masowania jego karku i ramion, przesuwając ręce coraz niżej. Czuła jak pod palcami rozluźniają się napięte mięśnie i jak stopniowo zaczyna reagować na jej obecność. Narastające podniecenie znalazło ujście w gwałtownym uścisku jego ramion, w którym zamknął jej szczupłą sylwetkę. Pocałowała go w usta i delikatnie sięgnęła między jego nogi. Nie był gotowy!
Odsunął gwałtownie rękę Cassi, odepchnął ją od siebie i usiadł w łóżku. – Nie sądzę, żebym był dziś w stanie cię zaspokoić – oświadczył.
– Chodziło mi o twoją przyjemność, a nie o moją – odpowiedziała łagodnie.
– Czyżby? – złośliwie zapytał Thomas. – Znam dobrze twoje psychiatryczne chwyty.
– Uwierz mi, to naprawdę nie jest ważne, czy będziemy się dziś kochać, czy nie.
Thomas podniósł się z łóżka i schylił, by podnieść z podłogi ubranie. Wykonał kilka gwałtownych, nieskoordynowanych ruchów. – Nie bardzo mam ochotę w to uwierzyć. – Z tymi słowami wyszedł z sypialni, zatrzaskując mocno za sobą drzwi.
Cassi została sama w ciemnościach. Wycie wiatru za oknami budziło w niej lęk i niepokój. Dawne obawy, że może zostać porzucona, odezwały się w niej z nową siłą. Mimo ciepłej kołdry trzęsła się jak w febrze. Co będzie, jeśli Thomas ją porzuci? Rozpaczliwie usiłowała odpędzić od siebie tę myśl. Prawdopodobnie po prostu za dużo wypił. Przypomniała sobie jego nie wyważone sądy i opinie oraz bełkotliwą mowę. Niemożliwe, żeby w krótkim czasie po wyjściu z jadalni mógł aż tyle wypić, choć w ciągu ostatnich miesięcy takie historie miały już miejsce.
Leżąc na wznak Cassi patrzyła w sufit, na którym cienie bezlistnych drzew rysowały przez okno ogromną pajęczynę. Przerażona przewróciła się na bok, by zobaczyć ten sam straszny obraz na znajdującej się naprzeciwko okna ścianie. Czyżby Thomas brał narkotyki? Dopuszczając taką możliwość musiała przyznać, że od szeregu miesięcy przymykała oko na pewne objawy, gdyż oznaczałoby to, że Thomas nie jest z nią szczęśliwy, a ich związek małżeński poważnie zagrożony.
Thomas stał nagi przed lustrem w łazience i przyglądał się uważnie swojemu ciału. Trudno mu było przyznać się do tego, że znacznie się postarzał. Największe zmartwienie budził w nim jego ściągnięty, pomarszczony członek. Gdy go dotykał, nie czuł najmniejszej nawet reakcji. Czyżby coś złego działo się z jego seksem? Kiedy Cassi go masowała, odczuwał potrzebę zbliżenia, ale jego penis najwidoczniej sądził inaczej.
To musi być wina Cassi – myślał bez szczególnego przekonania. Wrócił do gabinetu i ubrał się. Nie dopijając drinka, usiadł za biurkiem i otworzył drugą szufladę z prawej strony. Z tyłu szuflady, starannie ukryte za papeterią, znajdowały się plastykowe buteleczki. Jeśli chce zasnąć, musi przedtem wziąć pigułkę. Tylko jedną! Zręcznie wrzucił do ust małą żółtą tabletkę, po czym popił ją szkocką. Zadziwiające, jak szybko poczuł się całkowicie uspokojony.